16-06-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Dane Kanadyjskiego Instytutu ds. Informacji o Zdrowiu (CIHI, Canadian Institute for Health Information) wskazują, że kobiety podczas hospitalizacji po wylewie lub zawale są bardziej narażone na śmierć w wyniku powikłań oraz spóźnionej interwencji lekarzy. Te same dane mówią, że jeden pacjent na dziewięciu oraz jeden na pięciu spośród ofiar odpowiednio: ataku serca i zawału, umiera w ciągu 30 dni od przyjęcia do szpitala. Szczególnie zagrożone są kobiety – dalsze badania wykazały, że ich umieralność jest o kilkanaście procent większa niż mężczyzn, bez względu na typ schorzenia.
Nie zgadza się to z dość powszechym przekonaniem, że schorzenia te – zawał serca czy wylew – to zdecydowanie męskie przypadłości. Niestety, ulegające mu panie zbyt często lekceważą symptomy, niekiedy nie przyznają się do choroby czy za późno poddają się leczeniu.
Jennifer Zelmer, wiceprzewodnicząca departamentu badań i analiz przy CIHI, przypuszcza, że te różnice mogą wynikać między innymi z nierównego traktowania kobiet i mężczyzn w leczeniu. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z dyskryminacją z powodu płci; panowie – statystycznie bardziej podatni na schorzenia krążeniowe – objęci są skuteczną ochroną: szybsza diagnoza, hospitalizacja, poddanie leczeniu przez specjalistów – kardiologów lub neurologów, wreszcie rehabilitacja. Panie zaś, karygodnie zaniedbując objawy choroby, w pewnym stopniu same odmawiają sobie prawa do leczenia.
Choć wg danych CIHI choroby krążeniowe są nadal główną przyczyną śmierci dorosłych Kanadyjczyków, umieralność z powodu ataku serca czy zawału powoli, lecz systematycznie spada; jest to zasługa nie tylko lepszej jakości leczenia oraz programów zapobiegania tym chorobom, lecz również zmianie stylu życia - na przykład modzie na niepalenie.