Strona głównaChorobyPolska kardiologia ponownie się cofa?

Polska kardiologia ponownie się cofa?

Polska kardiologia robi krok w tył. 15 lat temu zrobiliśmy skok do przodu, upowszechniliśmy nowe metody leczenia, zbudowaliśmy wiele ośrodków, poprawiając dostęp do nowoczesnego leczenia, 10 lat temu uwolniliśmy leczenie zawału serca i nielimitowane płacenie za angioplastykę wieńcową i intensywną terapię w ostrym zespole wieńcowym, ale to wszystko – mówi prof. dr. hab. n. med. Paweł Buszman, kardiolog, prezes Zarządu Polsko-Amerykańskich Klinik Serca.
Polska kardiologia ponownie się cofa? [© photodsotiroff - Fotolia.com] Rocznie w Polsce na zawał serca umiera blisko 200 000 osób. Jak daleko nam do opanowania choroby niedokrwiennej serca?
Niestety, bardzo daleko, bo leczenie zawału to nie jednorazowa akcja ratująca życie, tylko proces, który składa się z wielu etapów, wymaga czasu, stałej kontroli lekarza i nakładów finansowych. 10 lat temu, gdy zniesiono limity na leczenie ostrych zespołów wieńcowych w Polsce, wydawało się, że zmierzamy w kierunku poprawy statystyk. Odtrąbiliśmy sukces w leczeniu ostrych zespołów wieńcowych, ale kardiologia zaczęła być ograniczana w dostępie do funduszy. Pojawiły się głosy, że leczenie to świetny interes, dlatego się go chętnie wybiera, a przecież w krajach rozwiniętych, w tym również w Polsce, przybrała rozmiar epidemii. To najczęściej diagnozowana choroba układu krążenia. W większości krajów europejskich występuje u 20 000 - 40 000 osób na milion mieszkańców. Jednak ze względu na starzenie się społeczeństwa i pojawianie się czynników ryzyka choroby u coraz młodszych osób liczba chorych, a co za tym idzie - liczba zgonów, systematycznie wzrasta. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) umieralność z powodu choroby niedokrwiennej serca wzrośnie z 7,1 w 2002 roku do 11,1 mln w 2020 roku. Tymczasem w Polsce od 10 lat nie mamy ani nowoczesnej terapii lekowej, ani, co najważniejsze, finansowania dokończenia leczenia pacjenta z ostrym zespołem wieńcowym.

Co to oznacza?
Na przykład to, że pacjent wychodzi po zawale serca ze szpitala z zaleceniem zgłoszenia się za miesiąc do kontroli w poradni kardiologicznej. Ale termin dostaje za rok. Tymczasem największa śmiertelność po zawale to pierwsze trzy miesiące do roku. W Polsce z powodu braku środków na dokończenie leczenia 15-18 proc. pacjentów po zawale umiera w ciągu roku, gdy np. w Szwecji tylko 9-10 proc. Kolejny skandal to fakt, że odebrano kardiologom możliwość wykonywania pewnych procedur, choć to ewenement na skalę światową. Przykład: pacjent trafia ze zwężoną tętnicą wieńcową, leczymy, zakładamy stent, udrażniamy, ale 40-50 proc. pacjentów ma też takie same zmiany w naczyniach obwodowych. Od roku, po wejściu w życie kompletnie absurdalnego obwieszczenia, nie możemy jednocześnie ich udrożnić podczas tego samego zabiegu. To nie koniec, spora część pacjentów ma duże uszkodzenia serca, wymagające po zawale dalszej terapii - wszczepienia urządzeń antyarytmicznych - automatycznych kardiowerterów - defibrylatorów, resynchronizacyjnych czy rozruszników, zapobiegających powikłaniom takim jak bloki przedsionkowo-komorowe, itp. Na to pieniędzy brak. Nie możemy realizować praktycznie żadnych planowych przyjęć osób przed zawałem, by ich przed nim uchronić. Czasem dokończeniem leczenia jest zabieg kardiochirurgiczny, bypassy czy naprawa uszkodzonej zastawki, na zakończenie rehabilitacja kardiologiczna. Fakt, na rehabilitację są środki w Funduszu, ale wielu pacjentów nie można na nią wysłać bez dokończenie leczenia, bo taki wysiłek ich zabije!

Czy pan profesor sugeruje, że polska kardiologia robi krok w tył?
Dokładnie tak jest. 15 lat temu zrobiliśmy skok do przodu, upowszechniliśmy nowe metody leczenia, zbudowaliśmy wiele ośrodków, poprawiając dostęp do nowoczesnego leczenia, 10 lat temu uwolniliśmy leczenie zawału serca i nielimitowane płacenie za wieńcową i intensywną terapię w ostrym zespole wieńcowym, ale to wszystko. Nic więcej. Tylko kłody pod nogi w postaci np. wspomnianego obwieszczenia w zakresie ochrony zabiegów radiologicznych. W zgodzie z nim kardiolog interwencyjny wykonujący zabieg na sercu nie może sprawdzić równocześnie stanu naczyń obwodowych. 15 lat mógł, a od roku nie może, musi czekać na chirurga naczyniowego albo radiologa.

Wszyscy chcą zarobić, nie tylko wy.
Tu nie chodzi o zarabianie, tylko o to czy naprawdę musimy narażać pacjentów. Nie mówię, że koledzy to źle zrobią, bo na pewno robią dobrze, i ja im tego nie bronię, ale odebranie tego prawa kardiologom, którzy mają większe, bo 15-letnie doświadczenie w zabiegach na tętnicach, to narażanie pacjentów na dodatkowe hospitalizacje, niepotrzebne cierpienia związane z kolejnym zabiegiem. Miażdżyca to choroba rozsiana i tego typu przepisy nie mają medycznego uzasadnienia.

Ministrem zdrowia jest kardiochirurg.
Ale od niedawna. Mam nadzieję, że te przepisy się zmienią.

Liczba chorych na chorobę niedokrwienną serca rośnie, zawałów przybywa. Z czego to wynika?
Z braku odpowiedniej profilaktyki, badań przesiewowych, dobrej diagnostyki i odpowiednio szybko wdrożonego leczenia, by do zawału nie dopuścić. Przede wszystkim starzeje się społeczeństwo, a w pewnym wieku ryzyko wystąpienia miażdżycy i choroby wieńcowej jest większe. Skłonności genetyczne oraz sposób życia powodują, że z czasem miażdżyca rozwija się szybciej i obejmuje wszystkie tętnice. Konsekwencje są poważne: miażdżyca tętnic wieńcowych może spowodować chorobę wieńcową, bóle w klatce piersiowej, znaczne ograniczenie wydolności fizycznej, a w dalszej fazie zawał, czyli duże uszkodzenie mięśnia sercowego, co prowadzi z kolei do kalectwa lub nawet do zgonu.

Konsekwencją miażdżycy tętnic szyjnych mogą być udary mózgu. Miażdżyca tętnic nerkowych powoduje niewydolność nerek i bardzo groźne nadciśnienie tętnicze. Miażdżyca tętnic biodrowych kończy się chromaniem przestankowym, czyli bólami nóg najpierw w stanie spoczynku, a potem dochodzi do niedokrwienia kończyn dolnych, martwicy i amputacji. Dlatego tak ważne jest, by nie dopuścić do ostrego zespołu wieńcowego, ale podjąć leczenie wcześniej. Nie dopuścić do zawału, udaru, amputacji kończyny. Tylko wczesne wychwycenie choroby i dokończenie leczenia daje gwarancje na poprawę złych statystyk. Każdy etap postępowania z chorym powinien być zaplanowany i odpowiednio osadzony w czasie, jak w pakiecie onkologicznym. A my nawet w przypadku pacjentów z zawałem tracimy czas, mimo świetnie rozwiniętej sieci leczenia. Tymczasem dla serca ważna jest tzw. "złota godzina", mediana opóźnienia szpitalnego, czyli czas, w którym pacjent trafia do pracowni hemodynamicznej. W Polsce wynosi ona 240 minut. W Szwecji - 160 minut a w USA - 120. Nie edukujemy ludzi, którzy zbyt długo czekają z telefonem na pogotowie i sami powodują opóźnienia. W efekcie ratujemy życie, ale nie ratujemy serca przed późniejszą niewydolnością i innymi powikłaniami.

 
Strony : 1 2

Zobacz także

 

 

 

Anemia - niedokrwistość, Choroba wieńcowa, Hemoroidy, Menopauza, Nowotwór prostaty, Osteoporoza, Schizofrenia, WZW C / HCV, pokaż wszystkie

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • Aktywni 50+
  • Umierać po ludzku
  • EWST.pl
  • Uniwersytety Trzeciego Wieku
  • Oferty pracy