Niedawno w USA ujawniony został przypadek profesora Charlesa Nemeroffa, znanego psychiatry, który w latach 2000-07 zarobił 2,8 mln dolarów jako konsultant firm farmaceutycznych i "zapomniał" zgłosić fakt takiego dorabiania do akademickiej pensji... Co rok zapewniał własną uczelnię - Emory University, że jego dochody osiągane w ramach współpracy z koncernami nie przekraczały dopuszczalnej prawem kwoty 10 tys. dolarów.
Do czasu wyjaśnienia sprawy, profesor zrezygnował z kierowania katedrą. Pogromcą skorumpowanych naukowców w Stanach Zjednoczonych stał się republikański senator Charles Grassley.
Wspomniany prof. Nemeroff był redaktorem naczelnym wpływowych i prestiżowych pism Neuropsychopharmacology oraz Depression and Anxiety Journal. Jako redaktor tego drugiego tytułu sam do siebie napisał list, zamawiając artykuł na temat jednego z leków firmy farmaceutycznej, na której liście płac się znajdował. Jako współautor tekstu otrzymał 1,5 tys. dolarów i dodatkowo 3 tys. dolarów za "zorganizowanie napisania artykułu".
Senator na tropie Ujawnionych przez republikańskiego senatora przypadków konfliktu interesów wybitnych profesorów akademickich w USA jest więcej.
- Dr Alan Schatzberg, przewodniczący Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego, zarabiał duże pieniądze na testowaniu leków psychiatrycznych u małych dzieci lub testując mifeprison, słynną pigułkę antykoncepcyjną RU-486, w psychozach depresyjnych - mówi Wojciech Matusewicz, dyrektor Agencji Oceny Technologii Medycznych.
W USA wpółpraca biznesu i nauki jest o wiele dalej sformalizowana i ma dłuższą tradycję niż w wielu innych krajach. Wcześniej uczelnie podejrzliwie spoglądały na profesorów, którzy zbyt blisko współpracowali z firmami. Ale ustawa Bayh-Dole z 1980 roku dała uniwersytetom możliwość patentowania wynalazków odkrytych za rządowe środki, które potem mogły sprzedawać lub licencjonować, uzyskując dochody.
To dało impuls do rozwoju biotechnologii i odkrycia wielu nowoczesnych leków na uczelniach, ale też przyciągnęło firmy farmaceutyczne z kapitałem. Obie sfery znacznie zbliżyły się do siebie. Popularne stało się rekomendowanie leków przez tzw. autorytety medyczne. Prof. Nemeroff potrafił w tym samym okresie rekomendować aż 21 leków.
- Mamy coraz częściej do czynienia ze zjawiskiem prywatyzacji nauki przez wielkie koncerny, które "kupują" uniwersytety, fundują instytuty i katedry - mówi prof. Zbigniew Szawarski, etyk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. - A ten, kto płaci, po jakimś czasie stawia wymagania...
[b]Problem uniwersalny...[/b]
Oczywiście, problem tego typu konfliktu interesów nie występuje tylko w Stanach... Na jednym z posiedzeń Rady Konsultacyjnej Agencji Oceny Technologii Medycznych, nie pojawił się żaden z zaproszonych ekspertów. Niechęć do udziału w pracach tego gremium bierze się m.in. z konieczności wypełnienia deklaracji konfliktu interesów oraz rejestru korzyści majątkowej, mimo że nie wymaga on ujawnienia wysokości dochodów, a jedynie źródeł ich pochodzenia.
Ten wymóg przerósł siły jednego z konsultantów krajowych, który przysłał do AOTM informację, że rezygnuje z roli eksperta, gdyż wypełnianie za każdym razem owej deklaracji korzyści majątkowej jest zbyt dużym utrudnieniem... Inny z konsultantów przysłał opinię prawną wyjaśniającą, że nie powinien wypełniać rejestru korzyści, mimo iż Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej jasno wskazuje, kiedy taki wymóg istnieje, a dotyczy m.in. właśnie AOTM.
Wymóg składania rejestru korzyści obejmuje także członków Zespołu ds. Gospodarki Lekami w Ministerstwie Zdrowia oraz Zespołu ds. Identyfikacji Problemu Zdrowotnego NFZ, który przygotowuje programy terapeutyczne.
- Wymóg ten, mający na celu zwiększenie transparentności procesu, mógł mieć istotny wpływ na rezygnację niektórych ekspertów z opiniowania technologii medycznych dla AOTM - mówi Rafał Zyśk, dyrektor departamentu gospodarki lekami NFZ. - Z drugiej strony słabym punktem tego procesu jest brak wyasygnowanych środków na takie ekspertyzy. Według mnie taki wymóg powinien istnieć w stosunku do wszystkich, którzy opiniują rozporządzenia ministra zdrowia i zarządzenia prezesa NFZ, posiadające skutek finansowy.
Skąd ta niechęć? - W Polsce nie ma tradycji deklaracji konfliktu interesów, ujawniania wysokości osiąganych korzyści, a także ponoszenia odpowiedzialności za zatajenie lub fałszowanie danych - twierdzi prof. Zbigniew Szawarski.
- W przypadku eksperta lub konsultanta krajowego konflikt interesów ma miejsce wtedy, gdy wypowiadane przezeń opinie i rekomendacje na temat danej technologii medycznej uwzględniają zarówno dobro pacjenta, dobro nauki, dobro wspólne, a zarazem mają na względzie własną korzyść, gdy ze względów finansowych reprezentuje on przede wszystkim interesy firm farmaceutycznych. Nie wiemy wówczas, jakie racje - dobro pacjenta czy dobro firmy - są dla eksperta ważniejsze.
Podobnie naganne są inne zachowania pod wpływem firm farmaceutycznych: preskrypcja określonych leków, podkreślanie pozytywnych wyników badań klinicznych i ukrywanie wyników negatywnych, kreowanie entuzjazmu dla nowych technologii, które na taki entuzjazm nie zasługują.
Oczywiście, ze współpracy nauki i przemysłu wynikają obustronne korzyści, ale przy zachowaniu niezależności, uczciwie respektowanych zasad współpracy i ujawnieniu konfliktu interesów.
To niepokoi - Ostatnio jednak liczba konfliktów niepokojąco wzrasta i "przestajemy panować nad naciskami na kliniki, aby szły do łóżka z przemysłem farmaceutycznym i niestety ten mariaż nie zawsze zapewnia zaspokojenie i błogi sen obojga" -twierdzi dyrektor AOTM Wojciech Matusewicz, przytaczając cytat z tekstu Weatherhalla z pisma Lancet (Academia and industry: increasingly uneasy bedfellows, Lancet 2000; 355). - Nie może być tak, by lekarze, ordynatorzy, szefowie klinik pensje w swoim miejscu pracy traktowali jako przystawkę, a główne dochody pochodziły od koncernów farmaceutycznych. Obniża to jakość badań klinicznych i naraża prawa pacjentów.
www.rynekzdrowia.pl